Wracać postanowilismy przez Rumunie.
Nie był to najszczęsliwszy pomysł.
Na początku jeszcze W Bułgari musieliśmy przejechać przez tereny na których niedawno była powódz.
Zaraz po przekroczeniu granicy na parkingu przy stacji zaczepił nas facet, który twierdził ze jest z policji i że grozi nam mandat bo siostra jadąca z tyłu nie miała zapiętych pasów. Agnieszka twierdziła że pasy odpieła na parkingu.
Facet był nardzo napastliwy ale wydał nam się podejrzany - poprosiliśmy go o dokumenty - na co pokazał dziwną kartke. Powiedzieliśmy mu że pojedziemy na posterunek wyjaśnić całą sytuacje. Twierdził że oficjalnie zapłacimy duży mandat no chyba że się z nim dogadamy.
Pojechalismy sobie tylko z wrażenia nie udało nam się kupić winietki.
Później doszliśmy do smutnego wniosku, że tylko z tym oszustem moglismy się porozumieć bez problemu. Z innymi mieszkańcami Rumuni mielismy ogromne problemy komunikacyjne.
Na obwodnicy Bukaresztu utkwiliśmy w ogromnym korku.
Wieczorem rozpętała się burza taka że strach było jechać dalej. Zatrzymalismy się więc w motelu w którym nie było prądu.