Prawie cały dzień spędziłam na spotkaniu.
Dopiero późnym popołudniem wybrałam się na spacer.
Najpierw do dzielnicy europejskiej. Zobaczyłam min. z zewnątrz Parlament Europejski.
Chciałam go obejść i ze zdziwieniem znalazłam małe domki tuż za ogromnym gmachem Parlamentu. Wygląda to bardzo fotogenicznie. Wokół jest przyjemny Parc Leopold. Znajduje się też tu Royal des Sciences Naturelles.
Czytałam wcześniej, że blisko Parlamentu można zjeść najlepsze frytki w Belgii - na placu Jourdan w barze o nazwie Maison Antoine. Bar to tak naprawdę mała budka na placu wyglądającym jak parking. Trochę się tej budki naszukałam, ale było warto.
Posilona frytkami z majonezem ruszyłam dalej w kierunku budynku Komisji Europejskiej a później do pięknego Parc du Cinquantenaire. W parku można spotkać wolno żyjące papugi i emerytów grających w bule.Na końcu parku znajduje się monumentalny łuk triumfalny z 1880 roku wybudowany by uczcić 50lecie niepodległości.
Wieczorem wybrałam się porobić zdjęcia Katedry a później dzielnicy królewskiej i Mont des Arts - kompleksu muzeów.
Dzień skończyłam w/na "Swiętej wysepce" - najstarszej dzielnicy miasta - na pólnoc od Grand Place. Zachwyciły i zaskoczyły mnie średniowieczne okolice Rue des Bouchers. Nie spodziewałam że w Brukseli można znaleźć tak klimatyczne miejsca.