Dzień wcześniej wykupiliśmy wycieczkę w hotelu. Bardzo sympatyczny Pan kierowca zabrał nas rano samochodem osobowym do Argentyny. Niestety Pan kierowca nie znał angielskiego a my portugalskiego, komunikacja była więc ograniczona ale wszystkie najważniejsze sprawy udało nam się ustalić. Za całość zapłaciliśmy w hotelu dlatego nie wymienialiśmy pieniędzy, ponieważ bilet wstępu był w cenie a w parku za jedzenie można płacić walutą brazylijską jak i amerykańską.
Na granicy sam poszedł załatwiać wszystkie formalności a my poczekaliśmy w samochodzie. Przy przekraczaniu granicy trzeba oddać dokument wjazdowy jaki wypełniliśmy jeszcze w samolocie z Europy. Później wracając z Argentyny musieliśmy wypełnić kolejny.
Zatrzymaliśmy się na chwile na moście granicznym, żeby zrobić zdjęcia. Pojechaliśmy też w miejsce gdzie spotykają się trzy granice:Argentyny, Brazylii i Paragwaju. Około 30 minut spędziliśmy w "centrum" Puerto Iguazú, przechadzając się główną ulicą. Miasteczko jest znacznie mniejsze i chyba biedniejsze od brazylijskiego Foz de Iguazú. Ale ma swój klimat.
O godzinie 10 byliśmy pod wejściem do parku w którym są wodospady, Pan kierowca kupił nam bilety, umówiliśmy się że wróci po nas o 15 i zaczęliśmy zwiedzanie.
Planując wyjazd słyszeliśmy, że zimą może być mało wody. Nam szczęście dopisało aż nadto, wody było tak dużo, że kilka dni wcześniej zawaliła się częsć kładki prowadzącej do Gardzieli Diabła.
Wodospady można zwiedzać zarówno od strony argentyńskiej jak i brazylijskiej. Mają one inny charakter dlatego warto zwiedzić obydwie strony. W Argentynie poprowadzono dwie scieżki (dolną i górną) bardzo blisko wodospadów. W Brazylii scieżka jest krótsza i głównie widzimy wodospady z daleka bardziej panoramicznie.
5 godzin starczyło akurat żeby przejsc trase górną i dolną. Bardzo często zatrzymywaliśmy się aby robić zdjęcia i pozachwycać widokami. Bo widoki i odczucia oszałamiające.